wtorek, 10 grudnia 2019

James Grauerholz opisuje rozkład dnia Williama S. Burroughsa

James Grauerholz opisuje rozkład dnia Williama S. Burroughsa



9 maja 2013


Koty, broń, książki i… koty – tak w skrócie można by opisać typowy dzień z życia Williama S. Burroughsa. Pisarz i redaktor James Grauerholz, który pełnił rolę biografa i literackiego wykonawcy testamentu słynnego bitnika, tak opisał swego czasu jego rozkład dnia.
W zwyczajny dzień ostatniego roku swego życia William Burroughs budził się wcześnie rano i zażywał dawkę metadonu (uzależnił się ponownie od narkotyków w Nowym Jorku w 1980 roku i przez resztę życia korzystał z substytucyjnej terapii opioidowej), a następnie wracał do łóżka. Jeśli to był czwartek, przychodziłem około 8 rano, aby zawieźć go do kliniki w Kansas City, albo – po tym jak wykonał dwutygodniowy terminarz – brałem go na śniadanie, żeby jego dom mógł zostać wysprzątany. We wszystkie inne poranki William wstawał około 9:30 – w swoich kapciach, piżamie i szlafroku – jadł śniadanie, czasami solone jajko na miękko z tostami lub świeżo wyciśniętą lemoniadę i dwie szklanki bardzo słodkiej herbaty. Wiele czasu zajmowało każdego dnia karmienie jego wszystkich kotów, dopiero potem golił się i ubierał, było już zwykle koło południa.
W południe William miewał gości albo robił sobie wypad na farmę swojego przyjaciela Freda Aldricha, aby postrzelać do tarczy razem z innymi miłośnikami broni. W innym wypadku spędzał popołudnie na przeglądaniu czasopism o broni lub czytaniu niekończącego się potoku książek, czasem poważnych dzieł z gatunku prozy, częściej jednak była to literatura pulpowa, z naciskiem na thrillery medyczne, opowieści o policjantach i gangsterach oraz – jego ulubione – science fiction prezentujące scenariusze zarazy pustoszącej cały świat. Późniejsze powieści czytane przez Williama zdradzały jego fascynację „ostatnimi słowami”, naturą śmierci. Zgromadził całkiem pokaźną biblioteczkę książek na ten temat, na przykład: „Odeszli tamtędy”, „Słynne ostatnie słowa”, „Dziwne sposoby umierania”, „Dopóki nie jesteś martwy”, „Egipska księga umarłych”, „Jak oni umarli – tom 1 i 2”, „Śmierć i świadomość”, „Nagle i okropnie”, „Amerykańskie Epitafia i Palec Boży”, „Śmierć w starożytnym Egipcie”, „Jak umieramy”, „Zniesienie śmierci”, „Życie bez śmierci”, „Co przetrwa?”.
W godzinach popołudniowych William lubił wychodzić na zewnątrz i spacerować po ogrodzie, czasem ćwiczył rzucanie nożem do deski podpartej o mały garaż. Ale ostatniego roku można go było zwykle znaleźć w pozycji leżącej, gdy oddawał się na godzinę lub dwie popołudniowej drzemce. Około 17:00 lub 18:00 przychodził ktoś z przyjaciół, jedna lub kilka osób, i przyłączał się do koktajlu oraz robienia obiadu. Te codzienne koktajle Williama – które, kiedy poznałem go w 1974 roku, zaczynał sumiennie o 18:00 – teraz rozpoczynał punktualnie o 15:30. Po pierwszej wódce z colą i kilku zaciągnięciach się jointem często siadał i pisał w swoim nowym dzienniku, po czym dołączał do obiadowego towarzystwa.
Stan fizyczny Williama znacznie poprawił się po operacji wszczepienia by-passów w 1991 roku, choć cierpiał on na bolesną przepuklinę rozworu przełykowego, sporadyczny artretyzm i zaćmę w obu oczach. Posiadał wydatną klatkę piersiową, ale był bardzo szczupły i przygarbiony, wciąż jednak niezwykle energiczny i zwinny, jak na swój wiek. Zaskakiwał wielu swych gości, gdy nagle – żeby zrobić wrażenie – zaczął wymachiwać ostrzem ukrytym w lasce lub blackjackiem (krótka skórzana pałka – przyp. red.), lub nowym nożem ze swojej kolekcji. Zawsze zrywał się i pędził do innych pomieszczeń, mówiąc w trakcie, jakby goście musieli za nim podążać. W trakcie obiadowo-koktajlowej godziny miał wyraźną skłonność do monologowania, ale w ostatnim roku życia stał się bardziej cierpliwy i zainteresowany towarzyszami, którzy jedli z nim obiad.
Tego ostatniego roku William zachowywał siły do wczesnego wieczora, czasem zdejmował koszulę około 20:30 lub 21:00, sygnalizując tym swoich gościom, że powinni przenieść imprezę gdzie indziej. Nocami samodzielnie wstawał z łóżka, aby wiele razy oddać mocz albo zająć się pilnymi potrzebami swych kotów. Często powtarzał, że spał płytko i do połowy nocy rzeczywiście tak było, ale w godzinach porannych zazwyczaj spał spokojnie, skulony na boku w pozycji embrionalnej, trzymając ręce między udami – z pistoletem pod kołdrą, blisko przy sobie, na wypadek kłopotów.
Fragment pochodzi ze wstępu Jamesa Grauerholza do opublikowanych w 2000 roku dzienników Williama S. Burroughsa pt. „Last Words: The Final Journals”.
Na zdjęciu załączonym do tekstu James Grauerholz wraz z Williamem S. Burroughsem.
opracowanie i tłumaczenie: Artur Maszota

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz